Kuba
Voodoo in my blood - Massive Attack
Jestem poważnie chorym człowiekiem. Nie przeziębionym, zakażonym czy cierpiącym na złośliwego raka biedakiem. Moje ciało, a raczej umysł zatruwa inny rodzaj choroby. Jestem osobowością dyssocjalną, inaczej mówiąc antyspołecznym zaburzeniem osobowości, a najprościej rzecz biorąc - Jestem kurwa pieprzonym psychopatą.
Podobno do czynników predysponujących do rozwoju osobowości psychopatycznej można zaliczyć geny albo czynniki biologiczne. Albo to i to. Podobno też wpływ mogą mieć doświadczenia z dzieciństwa.
Czy doświadczyłem życia w dysfunkcyjnym środowisku i przemocy? Trochę. Czy brakowało mi poczucia bezpieczeństwa i czy doznałem chłodu emocjonalnego ze strony rodziców? Można tak powiedzieć.
Charakteryzuje mnie jednak specyficzny wzorzec myślenia a co za tym idzie zachowania, wykraczające poza odgórne ustalone normy, których nigdy nie byłem i nie będę wstanie zrozumieć. Jestem przekonany, że właśnie taki się urodziłem. Żadne czynniki, żadne traumy, żadne środowisko. Urodziłem się czystej krwi psychopatą czerpiącym satysfakcję z tego, co inni uznają za zło.
Ale.
W życiu każdego psychopaty pojawia się moment zwątpienia w swoją chorobę. Moment, który pobudza coś uśpionego i nieznanego. Palącego w szpiku. Doskwierającego.
-Możesz mi do kurwy nędzy powiedzieć co to miało znaczyć? - Jego zaciśnięta pięść wylądowała na mojej twarzy wraz z pełnymi pogardy słowami. Cios dosięgnął mnie prosto w oczodół, przez co poczułem swędzenie w gałce ocznej po samo sklepienie czaszki. Zacisnąłem szczękę i powróciłem do pionu głową, która w odpowiedzi przechyliła mi się do tyłu.
-Olbiński miał wycelowaną spluwę prosto w jej głowę. - Chwycił za materiał mojej splamionej szkarłatem koszuli i zacisnął materiał. - Dlaczego gówniarzu mu przerwałeś? - Syknął przez zęby opluwając przy tym moją twarz.
-Mam na nią inny plan. - Wysyczałem przecierając nonszalancko mokre pozostawione przez niego ślady. Skupiłem obojętne spojrzenie na jego ciemnych oczach, które były prawie tak bezduszne jak moje.
-Ty jebany idioto. Miałeś proste zadanie. Musisz zawsze robić po swojemu? - Mówiąc to kolejny raz mnie uderzył tylko tym razem prosto w nos. Jego ciosy jak zawsze były ostre. Ciepły strumień zalał mi usta. Oblizałem się łapczywie delektując rdzawym posmakiem. Zacisnąłem powieki nabierając duży wdech.
-Oliwier zakochał się w dziewczynie. - Wysyczałem przez co od razu jego wyraz twarzy się zmienił, a wymierzona ciągle we mnie ręka opadła wzdłuż ciała.
-Zamieniam się w słuch. - Uniósł brwi i odepchnął mnie nieznacznie od siebie wypuszczając materiał z ręki. Cofnął się do biurka, przy którym usiadł i złożył dłonie w geście trójkąta. Robił tak zawsze, kiedy miałem mu do przekazania coś ważnego. Coś ważnego dla jego planów. Tylko wtedy patrzył na mnie odrobinę inaczej.
-Uznałem, że nie ma sensu czekać, aż sprawa ucichnie, żeby pozbyć się Oliwiera. Wykorzystamy do tego małą. - Nie dokończyłem nawet do końca zdania, kiedy jego brązowe oczy zaiskrzyły i kolorem przypominały bursztyn. Zawsze zastanawiałem się w takich momentach po kim odziedziczyłem niebieskie oczy. Jego ciemne, mojej matki bliżej nieokreślone. Jakby wyblakłe. Szare. Bez życia.
Tak. Plan mojego ojca był prosty.
Chciał się pozbyć największej konkurencji i przejąć władze we wspólnych interesach. Ogólnie mówiąc - przejąć stanowisko największego gracza na dolnym śląsku.

CZYTASZ
§ 1. Obsesja
Romance"Jej niezdarno?? doprowadza?a mnie do kurewskiego szaleństwa. Niekontrolowany u?miech pojawi? mi si? na twarzy, kiedy p?dzi?a na spotkanie z moim szanownym ojczulkiem i tak po prostu, potkn??a si? o wysoki kraw??nik. Jej niewinno?? by?a wr?cz dzieci...