抖阴社区

Rozdzia? trzynasty

1.5K 312 87
                                        

Trochę późno, ale łapcie <3

#ackomLS

Nie jestem tchórzem. W mojej pracy kilkukrotnie brałam udział w różnych niebezpiecznych sytuacjach, w tym raz w strzelaninie, w rok po przyjęciu do policji, i nigdy nie sparaliżował mnie strach. Może to kwestia procedur: zawsze wiedziałam, co robić, i po prostu działałam.

Jednak kiedy Malcolm Darkspire zaprasza mnie do wejścia na grzbiet wielkiego, totalnie przerażającego cienistego konia... Powiedzmy, że zaczynam mieć pewne wątpliwości, czy zawarcie z nim umowy było aby na pewno taką dobrą decyzją.

Wyzwanie w jego czarnych oczach jest jednak tak wyraźne, że nie potrafię mu się przeciwstawić. Jeśli chce sprawdzić, czy wymięknę, to się zdziwi.

Odwracam się i posyłam słaby uśmiech Alarikowi.

– Odezwę się później – obiecuję, chociaż wcale nie wiem, czy i kiedy mogłoby to być.

Alaric próbuje jeszcze protestować, ale już go nie słucham, tylko podchodzę do wierzchowca i przez chwilę zastanawiam, jak właściwie mam wskoczyć mu na grzbiet. Nie jestem rozmiarów ani Malcolma, ani Alarica, a chociaż zwierzę ma na grzbiecie coś w rodzaju siodła, to strzemię wisi tak wysoko, że raczej nie dam rady do niego dosięgnąć. Wtedy jednak tuż obok mnie materializuje się mag, który pochyla się i złącza dłonie, by pomóc mi wsiąść.

– Podsadzę cię – oferuje. – Wskakuj.

No... dobra.

Kładę stopę na jego dłoniach, a on podciąga mnie do góry, aż drugą nogą jestem w stanie dosięgnąć strzemiona i wreszcie wylądować w siodle. To strasznie dziwne uczucie: koń nie jest do końca materialny, mogę wsunąć palce między pasma tworzących go cieni, a jednak mimo wszystko wydaje się całkiem prawdziwy i stabilny. W każdym razie nie spadam z niego, a to już coś.

Darkspire jest szalone.

Zastygam, kiedy w następnej chwili Malcolm wskakuje na konia tuż za mną. Chwyta mnie za biodra, przesuwa nieco do przodu i mości się w siodle, praktycznie przyklejony do mnie całym ciałem. Prostuję się gwałtownie, a serce zaczyna mi bić jak szalone.

Jest gorący i twardy, i chociaż jedna z jego dłoni opuszcza moje ciało, by chwycić za lejce, druga zostaje na moim biodrze. Potem powoli przesuwa się na brzuch i Malcolm obejmuje mnie mocno, rozpościerając palce na moim ciele.

– Trzymaj się – szepcze mi do ucha. – Spodoba ci się, obiecuję. Lulu, nadążaj!

Ruszamy z miejsca, zanim się w ogóle zorientuję, że na koniec krzyknął do mojego psa. Suczka biegnie koło nas i bez trudu dotrzymuje kroku wierzchowcowi, nawet gdy przyspieszamy. W głowie szukam więzi z nią.

Wszystko w porządku, Lulu?

Tak! Zabawa!, krzyczy w odpowiedzi.

Okej. Więc chyba bieg ją cieszy.

Jazda na cienistym koniu znacznie różni się od tej na zwykłym. Nic tutaj nie trzęsie i nie muszę cały czas podskakiwać. Wierzchowiec Malcolma praktycznie płynie w powietrzu, bez trudu przemieszczając się ulicami Darkspire. Gdy zerkam na maga kątem oka, stwierdzam, że ma postawiony kołnierz i kaptur na głowie, ale wszystkie istoty w mieście i tak go rozpoznają, po czym z przestrachem schodzą mu z drogi. Lulu bez żadnego wysiłku cały czas biegnie wokół nas, a jej futro płonie mocniej niż zwykle. Mam dziwne wrażenie, że jeszcze dzisiaj będą tu plotkować o magu na cienistym koniu z dziewczyną i ogarem piekielnym.

Nie mam pojęcia, dokąd jedziemy, i jestem zbyt zesztywniała, żeby zmusić gardło do wydania z siebie jakichkolwiek dźwięków, więc po prostu obserwuję okolicę. Trzymamy się z daleka od tuneli prowadzących do zamieszkanej jaskini, ale cały czas przemierzamy miasto w kierunku przeciwnym do granicy, skąd wczoraj przyszliśmy z Alarikiem. Śnieg pada nam prosto na twarze, ale tylko mnie zdaje się to przeszkadzać. Z każdą chwilą i każdym powiewem lodowatego wiatru zimno w moim wnętrzu tylko się rozprzestrzenia i zwiększa. Trzymam się kurczowo łęku siodła, pozwalając sobie po jakimś czasie oprzeć plecy o twardy tors siedzącego za mną mężczyzny.

A Cold Kind of Magic | Darkspire #1 | romantasy 18+Opowie?ci t?tni?ce ?yciem. Odkryj je teraz