A dzisiaj łapcie planowy ale też z życzeniami urodzinowymi dla Kamili <3 Wszystkiego najlepszego!!
#ackomLS
Ze snu wybudza mnie pukanie do drzwi.
Przez sekundę leżę w bezruchu, z mocno bijącym sercem, przypominając sobie moją ostatnią pobudkę. Rzucającego się na mnie z nożem trolla rzecznego i pełne bólu piski Lulu.
To tylko Alaric, szepcze mój ogar piekielny. Nie musisz się bać.
No tak. Nie jestem już w domu Malcolma w dokach. Wróciłam do wilkołaka.
– Elsie? – słyszę głos Alarica dobiegający zza drzwi. – Malcolm przyszedł. Nie chce mi powiedzieć, w jaki sposób nabawiłaś się siniaków ani co zamierzacie dzisiaj robić, więc jeśli nie chcesz, żebym rzucił się na niego w moim własnym salonie, to lepiej wyjdź.
Och. Cudownie.
Zapomniałam, że umówiłam się z Malcolmem na sprawdzanie granicy z Thalią Thornfield. To na pewno będzie ciekawe.
Z pomrukiem frustracji zsuwam się z łóżka i o mało nie uderzam tyłkiem o podłogę. Lulu śmieje się w mojej głowie, na co posyłam jej nieżyczliwe spojrzenie. Ruszam do drzwi i otwieram je z rozmachem, a dopiero gdy Alaric spuszcza wzrok w dół mojego ciała i przełyka gwałtownie, uświadamiam sobie, że paraduję przed nim w samej koszulce, którą ukradłam wieczorem spośród rzeczy Soni, oraz majtkach.
I dobrze. Chyba nie pierwszy raz w życiu widzi kobiece nogi?
– Mamy jechać na granicę szukać śladów Soni – wyjaśniam i tym razem z jakiegoś powodu nie dławię się tymi słowami. Widocznie w ten sposób nie szkodzę Malcolmowi, jak zgaduję. – Możesz wybrać się z nami, jeśli nie masz nic lepszego do roboty.
– Mogę, o ile nie obawiasz się, że gdzieś po drodze zatopię kły w gardle Mala – odpowiada Alaric, z trudem unosząc wzrok do mojej twarzy. – Tylko może najpierw się ubierz.
Przewracam oczami i wycofuję się z powrotem do sypialni, zostawiając otwarte drzwi.
– Taki miałam zamiar, ale dzięki za radę!
W jakiś kwadrans później, już odświeżona, uczesana i ubrana, wraz z Lulu wychodzę z sypialni i krętymi korytarzami dążę do wspomnianego przez Alarica salonu. Pewnie nie trafiłabym tam sama, ale suczka prowadzi nas z pomocą węchu, bez trudu odgadując, którędy przeszedł wilkołak.
Kiedy wchodzimy do rozświetlonego sztucznym słońcem dnia salonu, obaj już tam siedzą. Alaric zajmuje miejsce przy oknie, na kanapie, a Malcolm siedzi rozwalony w fotelu przy obecnie wygaszonym kominku, plecami do ściany, a przodem do całego pomieszczenia. Znowu jest ubrany w całości na czarno i wygląda tak, jakby nie spał całą noc. Mimo to wciąż jest tak idiotycznie przystojny i pociągający, że aż muszę odwrócić od niego wzrok.
Po jego stronie salonu kotłują się cienie, podczas gdy Alarica oświetla sztuczne słońce z jaskini za oknem. Promienie rozświetlają jego włosy, przez co te wydają się jaśniejsze niż zazwyczaj, co tworzy ciekawy kontrast z czarnym magiem. Obaj wyglądają tak, jakby bez słów i bez ruchu toczyli bitwę o dominację w tym pomieszczeniu.
Rany, zupełnie jakby nigdy nie opuścili tej szkoły, o której Alaric wspominał, że razem do niej chodzili.
– Jestem gotowa – oznajmiam, a wtedy oczy ich obu zwracają się ku mnie. – Możemy jechać.
Wycofuję się z salonu, zanim którykolwiek zdąży coś powiedzieć, i za Lulu dążę do głównego wyjścia. Nie mam w tej chwili ochoty na rozmowy z którymkolwiek z nich ani na ich głupie wojenki. Już zaczynam podejrzewać, że zaproszenie Alarica na tę wyprawę było błędem, ale alternatywą zapewne byłaby kolejna przejażdżka z Malcolmem na jego cienistym wierzchowcu, a na to w tej chwili nie mam ochoty. Za bardzo mi to mąci w głowie.
CZYTASZ
A Cold Kind of Magic | Darkspire #1 | romantasy 18+
RomanceDarkspire, miasto istot magicznych, od lat by?o owiane legend?: zwykli ludzie nie maj? tam wst?pu, a w ?rodku podobno dziej? si? straszne rzeczy. Co wi?cej, ka?dy magiczny, kto opu?ci jego mury, traci wszelkie swoje wyró?niaj?ce go cechy. Do czasu p...
