抖阴社区

Rozdzia? dwudziesty pierwszy

1.3K 332 128
                                        

Łapcie rozdział z okazji dzisiejszego święta :) Jak będziecie ładnie komentować, to może później wpadnie coś jeszcze <3

#ackomLS

W czarnych oczach Malcolma błyska zadowolenie, gdy wraz z Thalią podchodzi bliżej i mierzy mnie uważnym spojrzeniem. Moje serce na moment zapomina, jak się oddycha, a potem przyspiesza gwałtownie, co z pewnością słyszy stojący obok wilkołak.

– W co on pogrywa? – mamrocze.

Potrząsam głową.

– Po prostu chce cię wkurzyć.

– Więc mu się to udało – warczy Alaric. – Właśnie mnie ośmieszył w oczach całego Darkspire.

Otwieram usta, żeby odruchowo przeprosić, ale zamykam je bez słowa. Jeśli nie chciał, by doszło do czegoś takiego, mógł sam zorganizować dla mnie jakąś sukienkę na dziś wieczór, prawda?

Widzę, jak za maską węża Thalia mruży oczy, gdy oboje z Malcolmem do nas podchodzą. Potem zwraca się do swojego towarzysza.

– Co to ma być, Mal?

– Och, nie mam pojęcia. – Malcolm nie odrywa ode mnie rozbawionego spojrzenia. – Poprosiłem mojego krawca o sukienkę dla Elsie, bo wiedziałem, że wilkołak nie stanie na wysokości zadania, ale nie sądziłem, że uszyje ją tak, żeby pasowała do mojego stroju. Sam musiał wpaść na ten pomysł.

Sam? Jasne.

Ani przez chwilę w to nie wierzę, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego rozbawiony ton i sposób, w jaki na mnie patrzy. Podoba mu się, że mam na sobie pasującą do niego sukienkę. Też chciałabym wiedzieć, w co pogrywa, bo wątpię, by chodziło tylko o wkurzenie Alarica, ale...

Z drugiej strony chyba wolę nie pytać.

– Uważasz, że to jakiś jebany żart, Darkspire? – warczy Alaric.

Malcolm uśmiecha się przelotnie.

– Ale po co się zaraz tak irytować, Zwierzchniku Rady? – pyta lekko. – To tylko drobna pomyłka. Nikt na pewno nie zauważy. Elsie, wyglądasz dzisiaj zjawiskowo. Chodź, Thalio, zanim Alaric zamknie nam drzwi przed nosem.

Potem ciągnie Thalię Thornfield do środka, ani razu się na nas nie oglądając. To po prostu...

On jest niemożliwy.

– Kiedyś go zabiję – mamrocze koło mnie Alaric, a ja wyjątkowo podzielam jego zdanie.

Też mam w tej chwili ochotę zabić Malcolma, bo jego głupia gra wcale mi się nie podoba, zwłaszcza że nie znam jej reguł.

Poza tym jestem też trochę podekscytowana, za co nie lubię jeszcze bardziej zarówno siebie, jak i jego.

W końcu zamykamy z Alarikiem pochód i przechodzimy przez wrota prosto na dziedziniec, a potem wilkołak powtarza sygnał dany bramie; runy znowu się zaświecają, po czym przejście się zamyka. Zostajemy zamknięci na dziedzińcu pełnym różnego rodzaju zabójczych magicznych istot, które już teraz zaczynają się dobrze bawić, jedząc, pijąc, śmiejąc się i tańcząc.

Atmosfera jest tu trochę niesamowita: pomiędzy istotami tańczą cienie przybierające ludzkie kształty, lewitujące kule oświetlają dyskretnie całe pomieszczenie, podobnie jak zmierzchający właśnie blask sączący się od sufitu jaskini, a ponad kakofonią głosów unosi się ta dziwna melodia wygrywana przez niewidoczny zespół. W jednym z rogów pomieszczeń dostrzegam ścianę z cieni, zza których sączą się dźwięki, co zapewne oznacza, że zespół ukrywa się właśnie tam i celowo nie ma go na widoku. Alaric zręcznie lawiruje między kolejnymi grupami istot, zatrzymując się tu i tam, żeby przez chwilę porozmawiać, a chociaż wszyscy zerkają na mnie z ciekawością, nikt wprost o mnie nie pyta, a ja nadal się nie odzywam, uznawszy, że to całkiem niezła taktyka. Przynajmniej wychodzę na tajemniczą.

A Cold Kind of Magic | Darkspire #1 | romantasy 18+Opowie?ci t?tni?ce ?yciem. Odkryj je teraz