抖阴社区

Rozdzia? czterdziesty

1.5K 338 153
                                        

#ackomLS

Przez większość następnego dnia wędruję po posiadłości Nightingale'ów, próbując dowiedzieć się czegokolwiek o rodzinie, do której rzekomo należę.

Rowan chętnie mi w tym pomaga i snuje opowieści o ludziach, którzy już dawno odeszli, a których on pamięta bardzo dobrze. Dopiero wtedy uświadamiam sobie, jak stary jest ten czarny mag mimo tego, że naprawdę dobrze wygląda jak na swój wiek. Słucham jego opowieści z szeroko otwartymi oczami, nie dowierzając, że naprawdę mogę być spokrewniona z jednym z najsilniejszych rodów w Darkspire.

Portret, który mi pokazuje w jednym z zamkniętych pomieszczeń, czymś w rodzaju podręcznej biblioteki, potwierdza to jednak bez żadnych wątpliwości: rzeczywiście jestem łudząco podobna do Odette Nightingale.

Przyglądam się przez chwilę obrazowi, do którego zaprowadził mnie Rowan, a Lulu gada coś w mojej głowie o moim podobieństwie do prababki. Odette jest naprawdę piękna: ubrana w lodowobłękitną suknię, z blond lokami upiętymi w zgrabny kok na czubku głowy, ma w tak podobnych do moich oczach jakąś tęsknotę i smutek. Wygląda, jakby nie przywykła do uśmiechania się.

Ciekawe, jak potoczyło się jej życie, kiedy uciekła do świata ludzi?

– Poznałaś swoich rodziców, Elspeth? – zagaduje mnie Rowan, kiedy nadal nie odrywam wzroku od portretu.

Kręcę głową.

– Jestem sierotą – informuję go. – Nawet nie wiem, czy żyją. Podrzucono mnie do szpitala zaraz po moich narodzinach. Byłam owinięta w kocyk z wyszytym imieniem „Elspeth", więc takie mi nadano, a że była wtedy zima i padał śnieg... tak powstało moje nazwisko.

Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, jakie to żałosne, dopóki po raz pierwszy od dawna nie powiedziałam tego na głos. Nawet Soni nie zwierzyłam się z takich szczegółów dotyczących mojego dzieciństwa. W Rowanie jednak jest coś takiego, co od samego początku napawa mnie spokojem i poczuciem bezpieczeństwa.

Jeśli moi rodzice gdzieś tam żyją... być może nawet nie wiedzą, że któreś z nich jest potomkiem rodu Nightingale'ów. Być może nie jestem jedyną ocalałą przy życiu dziedziczką. A być może...

Ktoś, kto próbował mnie zabić, mógł dotrzeć też do nich.

W końcu ktoś zamordował ludzi Malcolma, gdy ten mnie szukał. Ktoś włamał się do mieszkania Soni i wypłoszył ją z powrotem do Darkspire. Ktoś strzelał na granicy do mnie i Alarica. Ktoś nasłał na mnie wywernę. Nie do końca jeszcze wiem, dlaczego ktoś chciałby mnie zabić, ale z pewnością jest to powiązane z moim dziedzictwem.

Czy więc nie jest prawdopodobne, że ci sami ludzie mogli dotrzeć też do moich rodziców? Że to dlatego zostałam podrzucona do szpitala?

Jako dziecko spędziłam mnóstwo czasu na zastanawianiu się, dlaczego mnie porzucili. Jako dorosła próbowałam to wyrzucić z pamięci i skupić się na teraźniejszości. Co jednak, jeśli oni mieli naprawdę dobry powód?

– Jestem pewien, że cię kochali i chcieli dla ciebie jak najlepiej – mówi Rowan, a Lulu merda obok mnie ogonem.

Kto mógłby cię nie pokochać?, pyta.

Mój ogar piekielny jest naprawdę kochany.

Kiedy w końcu odrywam wzrok od portretu, w gabinecie któregoś mojego przodka znajduję stare dokumenty, które chętnie przeglądam. Jest wśród nich gruba księga zaklęć, którą od razu sobie przywłaszczam. Gdy jednak zaczynam ją wertować, coś przestaje mi pasować.

– Zaklęcia ognia? – dziwię się. – Myślałam, że moją umiejętnością jest... no wiesz, lód.

Rowan domyślnie kiwa głową.

A Cold Kind of Magic | Darkspire #1 | romantasy 18+Opowie?ci t?tni?ce ?yciem. Odkryj je teraz