抖阴社区

Rozdzia? siedemnasty

7.2K 854 233
                                        

I ostatni w naszym maratonie, łapcie! Następny standardowo w środę <3

____________________________________

Ukrywam się w sypialni na tyle długo, by Remy w końcu zrezygnował i sobie poszedł. Słyszę, jak wychodzi z mieszkania wraz z moją babcią i dopiero wtedy dzwonię do Hardy'ego.

Odbiera już po kilku sygnałach.

– Jak się czujesz, Pepper? – pyta na powitanie.

– Czułabym się znacznie lepiej, gdyby ktoś nie próbował mnie odsunąć od śledztwa – warczę. – Co ci powiedział ten idiota?

– Z pewnością masz na myśli Remy'ego. – No proszę, wiedziałam, że od razu zgadnie. – Pepper, myślę, że to sprawy między wami.

O nie, nie będzie teraz zgrywał Szwajcarii!

– Czyli mogę przyjść do pracy i zająć się wczorajszymi wydarzeniami, tak? – dopowiadam. – Sprawdzić monitoring, przeszukać kartoteki...

– Może jednak powinnaś odpocząć, co? O mało wczoraj nie zginęłaś.

I właśnie dlatego potrzebuję czegoś, co odwróci od tego moje myśli!

– Aha, czyli twoje granie bezstronnego ma miejsce tylko wtedy, kiedy ja chcę równego traktowania, tak? – dopowiadam. – Kiedy Remy chciał, żebyś odsunął mnie od śledztwa, ochoczo na to przystałeś. Przypomnij mi, na jakiej podstawie?

Hardy wzdycha cierpiętniczo.

– Naprawdę wolałbym, żebyś to omówiła z nim.

– Już to zrobiłam i poinformowałam go, że nie będzie mi dyktował, co mam robić – informuję go uprzejmie. – Jadę teraz na komendę i oczekuję, że dasz mi dostęp do wszystkich dokumentów. Jeśli nie, to tak zatruję ci życie, że sam wrócisz do mnie na klęczkach, żebym zajęła się tą sprawą.

Hardy musi mnie już nienawidzić. Jest mi z tego powodu strasznie wszystko jedno.

– Współczuję Remy'emu, naprawdę – mówi w końcu.

Przełączam go na tryb głośnomówiący, żeby znaleźć sobie jakieś ciuchy, i prycham z oburzeniem.

– A mnie ci nie jest szkoda? Jak ty byś się czuł, gdyby Remy rozstawiał cię po kątach i mówił, co masz robić?

– On ciągle mi to robi, Pepper – uświadamia mnie.

Potrzebuję chwili, żeby się uspokoić i nie parsknąć śmiechem. Hardy brzmi na udręczonego.

– W takim razie z pewnością mnie rozumiesz – podsumowuję w końcu. – Będę za dwadzieścia minut.

Rozłączam się, nie czekając na jego odpowiedź. Jeszcze spróbowałby mnie znowu namawiać do zostania w mieszkaniu.

Ubieram się i wychodzę z domu, cały czas odtwarzając w głowie rozmowę z Remym. Zastanawiam się, czy na pewno dobrze go zrozumiałam. Czy on serio dał mi do zrozumienia, że chciałby mnie sparować? Przecież między nami nawet nic nie ma poza ciągłym dogryzaniem sobie (i moją chwilową niepoczytalnością, gdy wpuściłam go w nocy do łóżka). To znaczy w porządku, jest między nami chemia i lecą iskry za każdym razem, gdy się ścieramy, ale to jeszcze nie powód, żeby kogoś gryźć!

Remy nigdy wcześniej nie dał mi do zrozumienia, że chciałby to zrobić. Może więc powiedział to tylko po to, żeby mi namieszać w głowie?

Być może bym w to uwierzyła, gdyby nie tamta wizja.

Wychodzę z domu, rozglądając się czujnie na boki, jakbym się spodziewała, że za każdym rogiem może się czaić wilkołak. Wkrótce jednak okazuje się, że w zasadzie miałam rację – za rogiem go wprawdzie nie ma, ale za to czeka w swoim samochodzie na ulicy pod kamienicą.

Wilcze wizje | Nieludzie z Luizjany #4 | ZAKO?CZONEOpowie?ci t?tni?ce ?yciem. Odkryj je teraz