Pustka nieodłączna w moim życiu
Zawsze cierpliwie czeka by uderzyć w ukryciu
Ja chłód i ciemność
Oto moja codzienność
Sam w czterech ścianach
Nieustannie myślę o zmianach
Nie lubię tego co się na moją osobę składa
Nie zmieni tego żadna porada
Moje spojrzenie pustki pełne
Me znużenie takie zupełne
Piszę czytam oglądam nie czując nic
Życie to wielki bezsensowny pic
Paranoja że co nie zrobię będzie nie tak
Ciągle jestem sam sobie nie w smak
Dużo myślę i sobie wyobrażam
Kolejne powody do westchnień stwarzam
Chłodny obojętny i mrokiem otulony
Jestem z pustką aż za dobrze zaznajomiony
Dni mijają nieubłagalnie
A ja myśląc jaki jestem czuje się fatalnie
Próby są podejmowane ku zmianą i zadowoleniu
Obracają się w niwecz w oka mgnieniu
Godziny zamieniają się dni a dni w tygodnie
Kiedy do chuja poczuje się swobodnie?
Są czynniki pustkę rozpraszające
Ale nie są długofalowo absorbujące
Zawsze wraca i przy mnie trwa
Mój mózg już za dobrze ją zna
Pustka bije z mojej mowy i spojrzenia
Z radością się ciągle na miejsca zamienia
Siedzę i sam się na to skazuje
Może tak naprawdę się w tym uczuciu lubuje
Jest nieodłączna i we mnie zakorzeniona
Sprawia że radość moja powoli kona
Każdy ją czasami czuje
Niektórych ona pokonuje
Traktuje ją już jako starego druha
Który mnie opuści dopiero gdy nadejdzie kostucha
