Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin dla Eweliny! <3
HARDY
– Jak zamierzasz ją ochronić, jeśli odejdziesz z watahy?
Spodziewałem się tego pytania i rzeczywiście pada, gdy tylko Ian zamknie za nami drzwi jego magicznie wygłuszonego gabinetu. Zamiast siąść za biurkiem, zajmuje miejsce na skórzanej kanapie stojącej w kącie, przy regale z dokumentami, więc idę za jego przykładem i siadam obok.
Ian patrzy na mnie tak, jakby lepiej ode mnie wiedział, co kołacze mi się w głowie. To ciekawe, bo sam siebie niespecjalnie w tej chwili rozumiem. Mam wrażenie, że stoję okrakiem między watahą a Tabby i nie wiem, kogo powinienem postawić na pierwszym miejscu.
– Poradzę sobie z każdym, kto mógłby ją skrzywdzić – zapewniam stanowczo.
Ian wzdycha i przeciera oczy palcami.
– Hardy, nie chcę, żebyś odchodził – mówi następnie. – Owszem, to, co zrobiliście wczoraj, było głupie i nieodpowiedzialne, ale nie wyrzucę cię, tak samo jak nie wyrzucę Remy'ego czy mojej żony. Zmierzymy się z konsekwencjami.
– Tylko że w przypadku dziewczyn czy Remy'ego te konsekwencje będą inne – upieram się. – To ja zabiłem tamte hieny, nie oni. Dziewczyny tylko czekały na mnie przy samochodzie, a Remy pobiegał trochę po lesie. Sprowadzę na was wojnę z Niszczycielami.
– Ale jeśli odejdziesz, to ty będziesz miał problemy z Niszczycielami – protestuje Ian. – I nie pozbędziesz się ich tak łatwo jak wataha.
Krzywię się.
– Ale przynajmniej ochronię innych.
– Ale sprowadzisz niebezpieczeństwo na Tabby – oponuje. – Posłuchaj. Moim obowiązkiem jako alfy jest wspieranie i dbanie o bezpieczeństwo wszystkich członków watahy. Ty jesteś członkiem mojej watahy. Niezależnie od tego, jakie problemy mogą z tego wyniknąć, nie rzucę cię na pożarcie hienom, bo tak będzie prościej dla reszty stada. Troszczę się o każdego tak samo, rozumiesz?
Niechętnie kiwam głową, choć nadal czuję się rozdarty. Z jednej strony poradziłbym sobie z hienami sam, gdyby to tylko oznaczało, że nie wciągnę w kłopoty reszty stada i Iana. Z drugiej z watahą dużo łatwiej będzie mi upewnić się, że Tabby jest bezpieczna.
To chyba odpowiada na pytanie, co jest dla mnie istotniejsze. Jeśli Ian zobowiąże się do pomocy twardzielce, zostanę i poradzę sobie z tym problemem, tak jak ze wszystkimi radzą sobie egzekutorzy.
– Czyli wataha udzieli wsparcia Tabby? – dopytuję.
Ian rozkłada ręce.
– A mamy inne wyjście? – pyta. – Pepper i Neve już się w to wplątały. Ty się wplątałeś. Remy wczoraj wam pomógł. Już siedzimy w tym po uszy.
To niestety prawda. I to moja wina.
Ale dziewczyny mają swój rozum i wcale nie musiały pomagać, jeśli nie chciały. Podobnie Remy. Poprosiłem jedynie Pepper i tylko o to, by spróbowała zobaczyć, gdzie hieny zabrały Tabby. Neve akurat przy tym była i obie uparły się jechać ze mną, a Remy nie zgodził się, żeby je puścić bez opieki. Chyba powinienem być wkurzony o to, że mnie nie uznał za wystarczającego opiekuna.
– W porządku – zgadzam się po chwili wahania. – Nie odejdę z watahy. Ale nalegam, żeby zatrzymać na naszym terenie Tabby, dopóki sprawa z hienami się nie wyjaśni.
– Ona przecież już jest na naszym terenie? – dziwi się Ian.
Krzywię się.
– Tak, ale chce wracać do domu. Pomyślałem, że...
CZYTASZ
Nied?wiedzia przys?uga | Nieludzie z Luizjany #6 | ZAKO?CZONE
ParanormalTabby Davenport prowadzi spokojne, uporz?dkowane ?ycie. Jest w?a?cicielk? baru, w którym pracuje, ma oddanych przyjació? i dar, z którego korzysta, by pomaga? innym kobietom. Wszystko to jednak staje na g?owie, gdy pewnego dnia Tabby wchodzi w drog?...
