Zbliżała się północ, a wewnątrz klubu powoli robiło się jakby ciszej - nie dosłownie, ale wyczuwalnie. Przez chwilę nikt nie chciał zaczynać nowego tańca, rozmowy ani kolejnego drinka. Zamiast tego spojrzenia zaczęły uciekać w stronę okien, ku miastu, które zaraz miało eksplodować światłem.
Ktoś zaproponował, żebyśmy wyszli na zewnątrz. Klub który znajdował się na 27 piętrze miał piękny taras z widokiem na panoramę Warszawy. Wyszliśmy więc całą ekipą, z drinkami w rękach, a za nami wyszło też kilka innych osób.
Stałam obok Janka, trochę bliżej niż zwykle. Wokół nas zaczęło robić się dziwne napięcie zbliżającego się Nowego Roku, a w oddali było słychać odliczanie - najpierw w środku, potem ktoś podłapał na zewnątrz.
— Dziesięć... dziewięć...
Janek spojrzał w górę, jego profil podświetlało coś pomiędzy światłem z tarasu, a pierwszym błyskiem fajerwerków z oddali.
– Siedem... sześć...
Gdzieś za nami Filip objął Julkę i zobaczyłam kątem oka jak uśmiecha się do niej, zanim ją pocałował. Dosłownie sekundę później Kacper przyciągnął Lenę i zrobił to samo.
– Trzy... dwa...
Poczułam coś w gardle. Coś delikatnego, jak oddech wspomnienia, które jeszcze się nie wydarzyło. Serce przyspieszyło, a ja zupełnie bez planu, wyciągnęłam telefon i podniosłam go lekko.
– Jeden...!
2025.
Gdy niebo wybuchło światłem i dźwiękiem, zrobiłam szybkie zdjęcie - rozmazane, trochę nieostre, ale prawdziwe. Uchwyciłam fajerwerki na niebie i dwie pary wtulone w siebie. Może głupie, ale chciałam, żeby mieli to wspomnienie.
Drugi Kacperek stał gdzieś obok, zobaczył co robię i parsknął śmiechem.
— Ty serio już pracujesz? - rzucił półżartem, z zadziornym uśmiechem.
— Ktoś musi być odpowiedzialny - odpowiedziałam, nie spuszczając wzroku z ekranu — Nawet w sylwestra.
Schowałam telefon i odwróciłam się w stronę Janka. Stał spokojnie z rękami w kieszeniach, spoglądając na niebo, jakby chłonął każdą sekundę tej chwili.
Wokół wszyscy zaczęli się obejmować, ściskać, całować. Dziewczyny tuliły się z dziewczynami, chłopaki zbijali piątki, ktoś wykrzyczał coś niezrozumiałego i ktoś zaśmiał się tak głośno, że przebił muzykę z wnętrza.
A ja chyba najbardziej czekałam na ten jeden moment z Jankiem. Nie dlatego, że chciałam czegoś konkretnego. Nie oczekiwałam tego. Nawet nie o to chodziło.
Chodziło o to, że przez ostatnie dni działo się coś dziwnego. Coś między słowami. W sposobie, w jaki na mnie patrzył, jak się śmiał z moich głupich żartów, jak siadał blisko, ale nie za blisko.
Jego ramię delikatnie musnęło moje zamykając w szczelnym uścisku - poczułam wtedy, że nawet jeśli znamy się dopiero miesiąc i nie jesteśmy jeszcze niczym konkretnym, to coś zaczyna się między nami tworzyć.
Coś bardzo prawdziwego.
— Szczęśliwego nowego roku - powiedziałam cicho, ledwo słyszalnie.
Spojrzał na mnie na ułamek sekundy.
— Tobie też szczęśliwego - odparł tym samym tonem, niemal szeptem, a jego głos zniknął w huku fajerwerków.
***
Było już po drugiej, kiedy zbieraliśmy się do wyjścia. W środku wciąż grała muzyka, niektórzy jeszcze tańczyli, ale nasza ekipa powoli odpływała w kierunku szatni. Czułam się zmęczona, ale w ten dobry sposób - jak po spacerze zimą, kiedy policzki pieką od chłodu, ale serce masz rozgrzane od środka.
Uber czekał już przed klubem. Warszawa w nocy wyglądała jak kadr z filmu - rozsypana światłami i oddechem fajerwerków, które jeszcze gdzieś pojedynczo rozdzierały niebo.
Usiadłam z tyłu, Janek obok mnie. Filip i Julka pojechali innym autem, Kacper z Leną też. Teraz było nas tylko dwoje i z przodu kierowca, który wyglądał na bardziej zmęczonego niż my wszyscy razem wzięci.
Było cicho, ale nie niezręcznie. Po tylu rozmowach, śmiechach i dźwiękach nie trzeba było nic mówić.
Siedzieliśmy tak, oboje wpatrzeni w migające za oknem światła i w odbicia latarni na asfalcie.
— Super było - powiedziałam w końcu, cicho.
Janek spojrzał na mnie i skinął głową z lekkim uśmiechem.
— Zdecydowanie, jeden z lepszych sylwestrów na jakim byłem.
Odwrócił wzrok na moment, potem znowu na mnie.
— Dziękuję, że tu byłaś ze mną - dodał.
Zaskoczył mnie tym, a raczej tym jak to powiedział - cicho i szczerze. Sprawiło to, że poczułam coś w klatce piersiowej. Coś ciepłego. Uważnego.
— Ja też się cieszę, że mogłam tutaj być - odpowiedziałam spokojnie.
Znowu spojrzał za okno, a potem - jakby mimochodem powiedział:
— Fajnie cię mieć obok. Nawet jeśli to tylko na te kilka dni.
Zamilkłam, bo co miałam powiedzieć? Że ja też tak czuję? Że jego obecność sprawia we mnie jakiś wewnętrzny spokój, którego nawet nie umiałam opisać? Że kiedy mówi takie rzeczy, czuję jakby coś we mnie pękało, ale nie w zły sposób tylko ten dobry?
Zamiast tego tylko się uśmiechnęłam i skinęłam głową. Myślę, że to wystarczyło.
Dojechaliśmy do jego mieszkania kilka minut później. Blok wyglądał spokojnie. Szliśmy po schodach wolno, trochę milcząc, trochę z półśmiechem, wspominając coś z imprezy. Otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą, włączając przy tym światło.
W środku było ciepło. Pachniało kawą, jakby ktoś parzył ją tu wcześniej. Zdjęłam płaszcz, on zrobił to samo z kurtką. Oparłam się o ścianę w przedpokoju, zdejmując buty i nagle poczułam, jak bardzo jestem zmęczona.
Janek przeszedł obok mnie zerkając z lekkim uśmiechem.
— Woda? Herbata? Coś ciepłego?
— Woda wystarczy - odpowiedziałam z cichym westchnieniem.
Przyniósł dwie szklanki i usiedliśmy razem na kanapie. Nogi podciągnęłam pod siebie, a on rozluźnił koszulę i odchylił głowę do tyłu.
— Dobrze wyglądałaś - powiedział nagle, jakby między jednym oddechem a drugim. — W tej sukience i ogólnie.
Spojrzałam na niego zdziwiona, ale z uśmiechem.
— Dzięki. Ty też — Czarne do czarnego to wiadomo.
Zaśmiał się cicho, nie otwierając oczu.
Znowu nastała cisza.
Nie wiem, kiedy zasnęliśmy - może nie do końca, ale prawie. Moja głowa opadła lekko na jego ramię, a jego dłoń dotknęła mojego przedramienia, zupełnie nieplanowanie.
W tym momencie po prostu byliśmy i wszystko inne dookoła mogło nie istnieć.
CZYTASZ
pomi?dzy wersami | jan-rapowanie
Fanfiction?Czasem najwi?cej dzieje si? tam, gdzie nikt nie mówi nic - pomi?dzy s?owami, pomi?dzy wersami, w spojrzeniu, które zostaje na troch? d?u?ej."
