抖阴社区

Rozdzia? 25. Libacja alkoholowa w warsztacie

178 4 626
                                        

...At the end of suffering, there's a home
And the only way you get there's on your own...

Pov Esteban

— GDZIE TA DZIWKA POLECIAŁA?! — krzyknął Ferran, po czym znowu usłyszałem huk. — ŻYĆ W SPOKOJU NIE DADZĄ CZEMU TE ŚRUBY MUSZĄ BYĆ TAKIE OKRĄGŁE!

Tak, od dwóch godzin mówił sam do siebie, przekrzykując muzykę włączoną z głośnika. Odpalił codzienną playlistę, którą ściany warsztatu bardzo dobrze znały.

Pokręcił głową, wychodząc ze swojej kwatery. Na podłodze rozlana benzyna, klucze, wiertarka, a w moją stronę toczyła się opona.

— CO SIĘ DZIEJE?! — zawołałem, łapiąc ją. — O mój Boże czarnuch — popatrzyłem na Ferrana, który miał całą czarną twarz i ręce od smaru.

— Mam lekki rozpierdol, ale to dlatego, że jestem głodny — wyjaśnił. — Tak się nie da pracować. Rzucam tę robotę — wytarł ręce o szmatkę, upuszczając ją na podłogę. — Eric miał zrobić obiad to włóczy się gdzieś z tym całym Joanem.

— Ktoś tu jest zazdrosny? — zagadnąłem, odkładając oponę pod ścianę.

Eric od kilku tygodni chodził wszędzie razem z Joanem, który zamieszkał kilka bloków dalej od nich. Praktycznie codziennie się spotykają albo Eric go do nich zaprasza, albo on ich, albo siedzą w warsztacie.

— Ja? Nie — prychnął, ale nie chciało mi się w to wierzyć. — Po prostu miał zrobić obiad, a obiadu nie ma, a ja chcę pierogi. A jak jestem głodny to jestem zły.

— Ta, wiem.

Kiedyś Ferran zaczął coś robić bez śniadania i skończyło się na tym, że przyjebał w Audi R7 swoim kijem baseballowym, zwyzywał każdego wokoło, przebił oponę, uderzył butem we włącznik światła, który się zepsuł, a potem gdzieś pojechał. Wrócił godzinę później już w świetnym humorze, bo zjadł u Pazdana.

— Zadzwonię do niego — ogłosił, idąc do kuchni, a ja za nim. Usiadł na krześle, wybierając numer, a ja zacząłem przeszukiwać lodówkę, do której nie robiliśmy często zakupów. — Eric, misiaczku, kurwa, najkochańszy raczysz mi powiedzieć, gdzie do chuja jasnozłotego się podziewasz? Mhm, nie no super. Nie, co ty, nie przeszkadza mi, wcale. Jak sobie wolisz. Nie odzywaj się do mnie — zakończył rozmowę po kilku zdaniach przesiąkniętych sarkazmem.

— Coś nie tak?

— A jak myślisz? Znowu gdzieś chodzi z tym Joanem! Nic tylko Joan, Joan i Joan. W głowie mi się zaraz pojebie przez jego imię! — uderzył pięścią w stół.

— Mówi ten, który rzekomo nie jest zazdrosny — wypomniałem. — Boisz się, że Joan ci go odbije?

— Nie, bo gdybym się bał, to wtedy by wyszło, że nie ufam Ericowi, a ja mu ufam ponad życie, więc nie, nie boję się, że mnie zdradzi czy coś, bo wiem, że tego nie zrobi. Ale bez przesady, do tej pory spędzał ze mną każdą chwilę swojego życia.

— Daj mu się podzielić życiem z kimś innym. I tak zawsze do ciebie wraca. Gada o tobie jak najęty, więc się nie przejmuj. A mówił za ile będą? — zamknąłem lodówkę, nic w niej nie znajdując.

— Pojechali po Karima i Garetha, bo wysiedli na jakiejś stacji we Francji, bo wracali z meczu, wiesz, ze Sportingu. Nasi zapaleni kibice. To wsiedli do Alfy Romeo Joana i pojechali.

— Czyli nie będzie pierogów — podsumowałem. — Więc idę je kupić. Jeszcze jakieś życzenia?

— Ciasto na tortillę, jakiegoś kurczaka, dwa razy po dwieście pięćdziesiąt gram sera, ale ma być cheddar wymieszany z mozarellą i kilka opakowań gotowych sałatek — wymienił.

Gdyby nie formu?a, co wtedy? || F1Opowie?ci t?tni?ce ?yciem. Odkryj je teraz