Świt w Piekle był zaskakująco spokojny.
Powietrze pachniało ozonem po nocy pełnej ognia, a słońce blade i niemrawe sączyło się przez zakurzone okna Hazbin Hotelu.
Lucyfer siedział przy kuchennym stole, z filiżanką kawy, której nawet nie próbował pić. Na stole leżała gazeta, otwarta na jakimś absurdalnym nagłówku o „tajemniczym wybuchu w centrum Pentagramu”.
Nie czytał. Po prostu trwał.
Z korytarza dobiegł znajomy trzask radia.
Alastor pojawił się w drzwiach, jakby nic się nie stało, płaszcz naprawiony, włosy ułożone, uśmiech znów ten sam. Ale Lucyfer zauważył to, czego inni by nie dostrzegli: lekkie drżenie dłoni, przygaszony błysk w oczach.
-Kawy? -zapytał Lucyfer spokojnie, nie podnosząc wzroku.
-Jeśli to twoja, to nie, dziękuję -odparł Alastor, zajmując miejsce naprzeciwko. -Podejrzanie pachnie moralnością.
Lucyfer uniósł kącik ust.
-A więc żyjesz.
-Wbrew twoim przewidywaniom?
-Wbrew moim oczekiwaniom. -Dopiero wtedy spojrzał na niego. -Cieszę się.
Słowa padły prosto, bez ironii. I może właśnie dlatego zabrzmiały mocniej niż wszystko inne.
Alastor milczał chwilę, a potem westchnął teatralnie.
-Wiesz, nie potrafię cię rozgryźć, Lucyferze. Raz jesteś uosobieniem pychy, a raz.. -zawahał się, szukając słowa. -Ciepła. I nie wiem, które z nich jest bardziej niepokojące.
Lucyfer oparł się na dłoni.
-Może po prostu jestem sobą.
-Och, nie przesadzaj. Nikt w tym miejscu nie jest „sobą”.
Uśmiechnęli się obaj. Cicho, prawie nieświadomie.
Między nimi zawisła ta sama cisza, co zawsze ale tym razem nie była ciężarem. Była przestrzenią.
Alastor wyciągnął dłoń i poprawił stojącą krzywo filiżankę.
Z pozoru gest banalny, ale Lucyfer wiedział.
To był sposób Alastora na powiedzenie „jestem tu”, „nie uciekam”.
-Wiesz -odezwał się Lucyfer po chwili -ludzie mówią, że nawet w piekle można znaleźć spokój.
Alastor prychnął.
-Kłamcy.
-Prawdopodobnie. -Lucyfer uśmiechnął się lekko. -Ale czasem myślę, że to nie miejsce czyni spokój tylko obecność.
Na moment w powietrzu znów zawisło napięcie.
Alastor spojrzał na niego dłużej niż zamierzał.
-Uważaj, królu -powiedział cicho. -Jeszcze pomyślę, że mówisz serio.
-A może właśnie o to chodzi. -Lucyfer wzruszył ramionami. -Może pierwszy raz od dawna.
Alastor nie odpowiedział.
Wstał powoli, stuknął laską o podłogę ten sam, znajomy dźwięk, który zwykle kończył rozmowę.
Ale tym razem nie wyszedł od razu.
Zatrzymał się przy drzwiach i odwrócił.
-Lucyferze.
-Tak?
-Następnym razem, kiedy będziesz mnie „ratował” -Alastor uśmiechnął się z przekornym błyskiem w oku. -zrób to mniej dramatycznie. Nie wszyscy lubią, gdy piekło patrzy.
Lucyfer parsknął śmiechem.
-Obiecuję niczego nie obiecywać.
Alastor skinął głową i wyszedł.
Drzwi zamknęły się cicho, a radio w tle znów zagrało tę samą melodię, do której tańczyli tamtej nocy u Belzebuba.
Lucyfer spojrzał w stronę pustego krzesła, które jeszcze przed chwilą zajmował Alastor, i tylko szepnął:
-Do następnego tańca, Redio Demon.
A potem się uśmiechnął, prawdziwie, pierwszy raz od bardzo dawna.
Wieczór był cichy.
Niebo nad Piekłem purpurowe i popękane odbijało się w szybach Hazbin Hotelu jak wspomnienie dawnej wojny.
Lucyfer stał przy oknie w sali balowej. Z tej samej, w której wszystko się zaczęło.
Za nim rozległ się znajomy trzask starego radia.
-Wciąż tu wracasz -powiedział Alastor, wchodząc powoli.
-Ty też -odparł Lucyfer bez odwracania się. -Może to nasz sposób na karę.
Alastor przystanął obok.
Przez chwilę milczeli. Dwa cienie w półmroku, które dawno przestały być wrogami, a jeszcze nie mieli odwagi nazwać się czymś więcej.
-Wiesz -zaczął Alastor, głosem nieco cichszym niż zwykle -kiedyś myślałem, że nic mnie już nie zaskoczy.
Lucyfer uśmiechnął się pod nosem.
-I co?
-Myliłem się. -Spojrzał na niego z boku. -Ty mnie zaskoczyłeś.
Lucyfer odwrócił się w jego stronę, a w jego spojrzeniu było wszystko, co przez wieki tłumił: smutek, pycha, nadzieja.
-I ty mnie, Bambi. Bardziej, niż chciałbym przyznać.
Światło sączyło się przez pęknięte szkło jak złamane skrzydła anioła.
Żadne z nich nie mówiło dalej.
Bo słowa przestały być potrzebne.
Lucyfer zrobił krok.
Alastor nie cofnął się.
Ich dłonie zetknęły się po raz drugi nie w geście władzy, nie w walce. Po prostu w zgodzie.
Wszystko, co było gniewem, stopiło się w tej chwili.
Cisza, która ich otaczała, była jak oddech, spokojna, pewna, bez ucieczki.
A potem po raz pierwszy od początku piekła i jego chaosu wojna naprawdę się skończyła.
Dwa serca, które kiedyś biły przeciwko sobie, wreszcie odnalazły wspólny rytm.
Nie trzeba było słów, żeby wiedzieć, co się stało.
Piekło zatrzymało się na ułamek sekundy jakby nawet ono chciało dać im spokój.
I w tej ciszy, w blasku gasnącego światła, Lucyfer i Alastor po prostu pozwolili, by to, co dotąd było zakazane, stało się prawdą.
Dwa wrogie serca, już nie wrogowie.
Tylko kochankowie, którzy przestali walczyć.
▪︎▪︎▪︎
W piekle nie ma świtu,
a jednak tej nocy coś wzeszło.
Nie słońce lecz zrozumienie.
Z popiołów dumy i gniewu
powstało coś cichszego niż modlitwa,
a silniejszego niż przekleństwo.
Dwa serca, które kiedyś grzmiały jak wojna,
teraz biły jednym rytmem
nie wbrew światu, lecz pomimo niego.
Bo nawet w miejscu bez nadziei
miłość potrafi znaleźć echo,
a wrogowie potrafią nauczyć się milczeć razem.
The end
🦝🦝🦝🦝🦝🦝🦝🦝🦝🦝🦝🦝🦝🦝🦝
Mam nadzieje że się spodobała ta chistoria.
Mam pytanie do fanów bnha jeśli tu są, planuje napisanie fanfiku tylko nie mogę wybrać shipu więc się spytam waszego zdania: Dabi x Shigaraki czy hotwings. Proszę pomóżcie🙏
CZYTASZ
☆bloody image☆ ~RadioApple~
Fantasy~Ksi??ka opowiada o zdepresowanym królu piek?a który sobie nie radzi i ma koszmary, z których wybudza go czerwona czupryna z uszami~ mam nadziej? ?e si? spodoba. pomys?y na ksi??k? wpadaj? mi do g?owy na polskim i odrazu je pisz?, wi?c mo?liwe ?e ro...
