Co, je?li ?wiat, który znasz, nigdy nie istnia??
Edyta Pardwa, dwudziestoletnia dziewczyna z Warszawy, wiedzie beztroskie ?ycie - a? do chwili, gdy znajduje w mieszkaniu metalow? kostk?. Zwyk?y przedmiot, a jednak wystarczy jeden dotyk, by uruchomi?...
Gdy Edyta obudziła się następnego dnia, przez moment nie wiedziała, gdzie jest. Dopiero ciężar ręki Pawła na jej boku i różowa czupryna Rada wciśnięta w jej ramię przypomniały jej, że zasnęli w trójkę. Przez pierwsze sekundy czuła się tak, jakby nic się nie wydarzyło. Jakby rozmowa z Sigmą nad Wisłą była tylko snem.
Ale potem coś w pamięci kliknęło - i znów zobaczyła jego oczy i słowa:
„Chcę to czuć."
Wstała najciszej, jak potrafiła. W kuchni zaparzyła kawę i patrzyła na bladą, poranną Pragę. Szare kamienice. Drzewa. Tramwaje startujące spod Zoo. Świat wyglądał tak samo jak zawsze. I Edyta próbowała uwierzyć, że taki właśnie jest. Że jej życie jest dokładnie takie, jakie ma być.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
---
Przez następne dwa dni udawało jej się w to wierzyć całkiem nieźle. W pracy Monika była w euforii - Iwan się odnalazł. Edyta, choć znała psa głównie z jego skomlenia o resztki, też się ucieszyła. Zdjęcie, które miała na Instagramie i które wisiało w witrynie knajpy, było teraz zbędne.
- Zabierz to, skarbie - machnęła ręką Monika. - Iwan wrócił jak zwierz marnotrawny, więc niech już ludzie przestaną pytać.
Edyta zdjęła zdjęcie z szyby. To samo, które widziała u Sigmy. To samo zagięcie rogu. Próba racjonalizacji trwała może minutę. Przypadek. Na pewno przypadek! Wróciła do siekania cebuli, do narzekań Moniki, do śmiechu z Radem.
I rzeczywiście - przez moment życie było dokładnie takie jak zawsze. A Edyta robiła wszystko, żeby tę normalność zatrzymać. Trzymała się jej kurczowo, jak kotwicy.
Ale trzeciego dnia wieczorem wszystko runęło. Zaczęło się niewinnie. Rad zmarszczył nos i powiedział:
- Edzia... błagam. Masz więcej jedzenia na ubraniach niż w żołądku.
Pochylił się teatralnie, wciągnął powietrze.
- Szproty w tomacie. Czy ty w tej bluzie chodzisz od tygodnia? Dawaj to.
- Zamknij się - Edyta szturchnęła chłopaka w bok, udając złość, ale była rozbawiona.
Zdjęła bluzę przez głowę. Ku jej zdziwieniu zaschnięty sos znalazł się nawet na spodniach.
- No to już całkiem - zakomenderował Rad. - Wyskakuj z tych fatałaszków, bo pralka zaraz wezwie policję higieniczną.
Paweł wychylił się z łazienki:
- Zgadzam się. Niech brudna Edzia zostanie dziś zdezynfekowana.
- Ona ma brudne myśli, tego nie dopierze żaden proszek.
- Idioci - rzuciła w Rada bluzą.
W pokoju rozebrała się do bielizny. Jej ciało - gładkie, silne, znajome - uspokoiło ją na moment. Spojrzała w lustro i zanuciła:
- My kosmici Pi i Sigma...
Słowa wypłynęły tak naturalnie, że ją to przeraziło. Wciągnęła sportowy top, szorty i oddała Radowi pozostałe ubrania. Zjadła resztki makaronu. Posprzątała. Rutyna. Perfekcyjna normalność.
Pod koniec dnia Paweł wyszedł spod prysznica, a Edyta uznała to za okazję. Chwyciła ręcznik i poszła do łazienki. Zamknęła drzwi. Postawiła bosą stopę na podłodze. I nadepnęła na coś.
Twarde. Ostre. Metaliczne.
- Kurwa!
Odsunęła stopę i spojrzała w dół. Kość. Leżała idealnie na środku. Jakby ktoś ją tam położył. Albo jakby sama przyszła. Edyta kucnęła. Podniosła mały sześcian.
Był ciepły. Zbyt ciepły na metal. Nigdy wcześniej nie nagrzewał się tak bez powodu. I ciężki - nienaturalnie ciężki, jak na swoją wielkość. Do tej pory nie zwróciła na to uwagi. Ale byo coś jeszcze. Tam, gdzie powierzchnia była wcześniej gładka, pojawiły się delikatne wgłębienia. Nie litery. Nie symbole. Cienie znaków. Przesunęła po nich palcem i zadrżała.
Normalność w jednej chwili rozwiała się jak dym a głos Sigmy wrócił jak echo:
„Chcę to czuć."
Zacisnęła kość w dłoni. Najpierw przyszło zimno - choć kość wciąż była ciepła. Nawet gorąca. Potem ból. A potem - smutek. Głęboki, jakby pochodził z miejsc, o których nigdy nie mówiła ani sobie, ani chłopakom.
Usiadła na pralce. Maszyna zaczęła wirować. Pralka dudniła jak bęben. Edyta zamknęła oczy. Ból i smutek przepływały przez nią jak fale. Pierwsze uderzenie było jak cios boksera. Zachwiała się, tracąc na chwilę równowagę. Drugie uderzenie. Starała się uspokoić oddech. Trzecie - już prawie nie bolało. I wtedy poczuła przesunięcie. Minimalne. Powietrze przesunęło się o milimetr.
Najpierw był zapach - palone zioła. Potem dźwięk - niski bas, odległy. Potem światło - niebieskie, pulsujące pod powiekami. Edyta otworzyła oczy. Na ścianie pojawił się, jak powidok, drżący napis: Die Reise zum Meer des Vergessens. Podróż nad Morze Zapomnienia.
Światło pulsowało. Cienie drgały. Serce waliło mocno - jak po sześciu kawach. Edyta zamrugała. Napis zniknął. Pralka nadal dudniła. Ale... nie była już w swojej łazience. Maszyna stała w starej, piwnicznej pralni, pełnej porzuconych urządzeń.
Wciągnęła w płuca zapach wilgotnego grzyba i papierosowego dymu. Bas dudnił coraz głośniej. Nad nią wisiał neon, migoczący w rytm techno:
"Nie mają chleba, niech jedzą ciastka."
Z boku stała postać w białej masce królika, w barokowej peruce, pijąca szampana z musztardówki. Edyta uśmiechnęła się, gdy królik wzniósł niemy toast i zwiał. Była w Marie Antoinette.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.