Ivelle
Po wejściu do domu Reagana pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to kwiaty, które stały w wazonie. Były przepiękne, chociaż byłam nieco zaskoczona, że Reagan trzyma w wazonie cięte kwiaty. Nie wiem czemu, ale jakoś mi to nie pasowało do niego.
– Są dla ciebie – odezwał się, zamykając za nami drzwi.
Od razu się obróciłam, by na niego spojrzeć.
– Dla mnie?
– Tak. Chciałem ci je wręczyć przed randką, ale bałem się, że i tak by padły w samochodzie w tym upale, więc wolałem je tu zostawić.
Spojrzałam jeszcze raz na bukiet. Był pełen letnich kwiatów – zebranych pewnie z jego ogrodu.
– Są piękne – powiedziałam cicho i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek.
Chciałam się odsunąć, ale zanim zdążyłam to zrobić, Reagan przyciągnął mnie z powrotem. Tym razem pocałował mnie mocniej, pewniej, z tą intensywnością, która odbierała mi oddech.
– Chyba jeszcze nikt nie zerwał dla mnie kwiatów z własnego ogrodu – wyszeptałam, kiedy odsunęliśmy się od siebie po tym pocałunku. – Dziękuję, naprawdę. To dla mnie wiele znaczy.
– Nie wiedziałem, czy ci się spodobają.
– Żartujesz? – zapytałam z niedowierzaniem, ruszając w kierunku kwiatów. Delikatnie dotknęłam jednego z płatków, uśmiechając się pod nosem. – Są przepiękne, Reagan. Chociaż nie musiałeś ich zrywać. Na pewno pięknie rosły w twoim ogrodzie.
– Chciałem ci dać kwiaty – wzruszył lekko ramionami, siadając na kanapie. – Napijesz się czegoś?
– Nie, siedź sobie.
Sama usiadłam obok niego, a on od razu objął mnie ramieniem.
– U ciebie przynajmniej jest chłodno – szepnęłam. – Nienawidzę takich upałów. Ale nienawidzę też zimna.
– Ciężko ci dogodzić, Brooks.
– Musi być tak pomiędzy. Wystarczająco ciepło, żeby się nie roztapiać na słońcu, ale też żebym nie musiała chodzić w bluzie.
– Ale masz wymagania – zaśmiał się cicho.
– Trzeba znać swoje potrzeby.
– I dobrze. Ja twoje potrzeby mogę spełniać. Prawie wszystkie. Z tymi pogodowymi może być ciężko. Ale skoro jest nam tak gorąco... Możemy na przykład iść pod prysznic. Wiesz, będzie nam później chłodniej.
– I przy okazji popatrzysz sobie na moje nagie ciało. – Spojrzałam na niego uśmiechnięta, a on lekko wzruszył ramieniem.
– Dwie przyjemności w jednym. Mnie się podoba.
– W to nie wątpię. Ale zgadzam się, bo ja przy okazji sobie popatrzę na twoje ciało.
Cieszyłam się, że byliśmy razem na randce i niczym nie musieliśmy się przejmować. Zwłaszcza podczas spaceru. Nie musiałam się rozglądać, czy ktoś ze Sweet Valley czasem nam się nie przygląda albo nie pobiegnie zaraz do mamy Jaxona, żeby nas obgadać.
Zresztą — miałam z jego mamą naprawdę dobry kontakt. Wydawało mi się, że nawet jeśli by usłyszała o mnie i Reaganie, nie zrobiłaby z tego żadnej sensacji. Zwłaszcza że Jaxon nie miał nic przeciwko. Wręcz przeciwnie — dał nam swoje błogosławieństwo. A ona też wiele razy, również przy mnie, mówiła mu, że mógłby sobie kogoś znaleźć, bo nie będzie do końca życia sam.
CZYTASZ
Gdzie diabe? nie mo?e, tam kowboja po?le
RomanceIvelle Brooks - mama, bibliotekarka i autorka romansów, które pokochano w ca?ym kraju. Cho? na papierze potrafi stworzy? idealnego m??czyzn?, w prawdziwym ?yciu nie ma szcz??cia w mi?o?ci. Reagan McCoy - by?y mistrz rodeo, dzi? w?a?ciciel rancza i...
