Miesiąc później...
Reagan
Miesiąc przeleciał, jak z bicza strzelił. W ciągu tygodnia Ivelle spędzała czas z pracy i z synem, a my mieliśmy dla siebie głównie weekendy. Choć nie do końca — bo jeśli tylko mogłem, wpadałem do niej do biblioteki. Czasem przynosiłem kawę, czasem lunch. Byle tylko zobaczyć jej uśmiech, usiąść choć na chwilę obok niej.
Kilka razy wpadłem też do niej, gdy Jamie był w domu. Zawsze pod pretekstem. A to nowa kanapa, którą trzeba było wnieść, a to zawias w szafce, który „nagle" zaczął skrzypieć.
A gdy miałem się zbierać do domu, Jamie zawsze mnie zatrzymywał dłużej.
Nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie.
Spojrzałem na Brooks, która siedziała na fotelu pasażera i ruszała nerwowo palcami.
Był piątek. Jakieś pół godziny temu wyjechaliśmy ze Sweet Valley, kierując się na jej pierwsze spotkanie autorskie, zaplanowane na sobotę. Chcieliśmy wyjechać dzień wcześniej — mieć ten czas tylko dla siebie, pozwolić jej się trochę wyciszyć i odciąć od codziennych spraw.
Live z wydawnictwem wyszedł świetnie. Pamiętam, jak wtedy siedziałem w jej domu. A właściwie leżałem na jej łóżku, z telefonem w dłoni i słuchawkami w uszach, podczas gdy ona była w salonie. Chciałem być blisko, żeby ją wspierać, ale nie chciałem jej rozpraszać, dlatego zamknąłem się w sypialni. Czytałem komentarze na bieżąco. Patrzyłem, jak się uśmiecha, jak z każdym kolejnym pytaniem nabiera pewności.
Byłem z niej cholernie dumny.
Opowiedziała na spokojnie o książkach, które już wydała, o tym, co czuła, gdy to pisała, o książce, którą aktualnie pisze. Odpowiadała również na pytania, które ludzie zadawali na czacie.
A później... przybiegła do mnie szczęśliwa jak nigdy. Chyba jeszcze ani razu nie widziałem jej aż tak podekscytowanej. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, mówiła szybko, jakby chciała opowiedzieć wszystko naraz.
Wiedziałem, że przed tym spotkaniem autorskim będzie zestresowana — i miała do tego pełne prawo. Ale wiedziałem też, że gdy już będzie po wszystkim, poczuje ulgę. I radość. Taką właśnie, jak wtedy.
Tym razem na szczęście nie musieliśmy brać dwóch oddzielnych pokoi tylko jeden wspólny z łóżkiem małżeńskim. Ivelle, rezerwując go, nawet się nie zawahała.
Może nie nazywaliśmy głośno tego, co między nami jest, ale byliśmy blisko i to było najważniejsze. Ta iskra, która była między nami, rosła z każdym kolejnym dniem. Mogliśmy nawet leżeć na kanapie i milczeć, a ja i tak czułem się przy niej dobrze i komfortowo.
Po zameldowaniu się w pokoju postanowiliśmy wyskoczyć na kolację. Na szczęście w hotelu znajdowała się restauracja, więc nie musieliśmy iść daleko.
W środku było cicho, spokojnie. Może sześć osób. Delikatne światło, miękka muzyka w tle. Zajęliśmy miejsce przy jednym ze stolików pod ścianą, a po chwili podszedł kelner i wręczył nam menu.
– Ivelle? – odezwałem się łagodnie. Od razu uniosła wzrok znad karty. – Nie stresuj się. Wszystko będzie dobrze.
– Skąd wiesz, że się stresuję?
– Widzę po tobie – odparłem cicho. – I znam cię już na tyle, żeby wyczuć, kiedy coś cię gryzie.
– A jak nikt nie przyjdzie? – zapytała cicho.
– Ivelle... – nachyliłem się odrobinę. – Sama widziałaś, ile osób pisało w komentarzach, że będą. Ktoś napisał nawet, że bierze książkę, wsiada w pociąg i jedzie dwie godziny na to spotkanie. A nawet jeśli... nawet jeśli będzie ich tylko kilku, to i tak to będzie dobry początek.
CZYTASZ
Gdzie diabe? nie mo?e, tam kowboja po?le
RomanceIvelle Brooks - mama, bibliotekarka i autorka romansów, które pokochano w ca?ym kraju. Cho? na papierze potrafi stworzy? idealnego m??czyzn?, w prawdziwym ?yciu nie ma szcz??cia w mi?o?ci. Reagan McCoy - by?y mistrz rodeo, dzi? w?a?ciciel rancza i...
