抖阴社区

Rozdzia? 35

3.3K 193 6
                                        

Rozdział 35

Valentina

Północ zbliżała się nieubłaganie, a Marcello wciąż nie wracał. Choć nie byliśmy razem, coś w środku nie pozwalało mi na sen. Nie potrafiłam nie myśleć o tym, gdzie jest i co się z nim dzieje. Martwiłam się tym, że nie wiedziałam, co dokładnie robił, kiedy wychodził z mieszkania. Że znów może być ranny lub że tym razem może w ogóle już nie wrócić.

Martwiłam się również tym, że zależało mi na nim i... choć próbowałam z tym walczyć... Choć myślałam, że to uczucie we mnie już dawno temu umarło, że zabiło je to całe cierpienie, którego doświadczyłam – to nie, ono nie umarło. Wciąż we mnie było. Umacniało się z każdym dniem, przypominając o sobie jak niespodziewany cios. Kochałam go. Pomimo lat, pomimo bólu – fizycznego i psychicznego – nadal go kochałam. I to uczucie przerażało mnie równie mocno, co martwiło, bo wiedziałam, że miłość w tym świecie nie miała racji bytu. Że moja miłość do Marcello nigdy nie zostanie odwzajemniona.

Fede siedział ze mną w apartamencie jak niańka i pilnował, zapewniał bezpieczeństwo, oczywiście na polecenie Marcello. Ja jednak wolałabym, żeby był teraz z nim a nie ze mną. Żeby to o jego bezpieczeństwo dbał. Żeby to Marcello wrócił... większość ludzi w takich sytuacjach mówiła „żeby wrócił cały i zdrowy" a ja po prostu chciałam, żeby wrócił żywy.

I wtedy drzwi się otworzyły.

Marcello wysiadł z windy i wszedł z wyraźnym napięciem nie tylko na twarzy, ale również w ramionach. A kiedy podeszłam nieco bliżej, zauważyłam, że czarna w pewnych miejscach wydaje się ciemniejsza i przylega do jego ciała. Była mokra i od razu wiedziałam. Widziałam, że to była krew.

Zamarłam w półkroku.

– To nie moja krew – powiedział zmęczonym i nieco oschłym tonem, od razu zauważając moją reakcję.

Fede natychmiast podszedł do niego i położył rękę na jego ramieniu.

– Musimy pogadać – oznajmił bez zawahania, ale Marcello miał inne plany, bo bez namysły odparł:

– Idź już – rzucił, ledwie patrząc na Fede. – Porozmawiamy jutro.

– Ale... – spróbował ponownie, ale wtedy Marcello spojrzał na niego w taki sposób, że nawet ja, która wbiła mu nóż w dłoń, spoliczkowała go i na niego krzyczała, bym zamarła.

– Powiedziałem: jutro.

Fede zawahał się, ale Marcello tylko go wyminął, dając mu jasno do zrozumienia, ze rozmowa dla niego się zakończyła.. W końcu Fede skinął głową i nawet nie zerkając w moim kierunku, wyszedł, zostawiając nas samych.

Stałam przez chwilę w milczeniu, wpatrując się w niego i starając się wyczytać w jego oczach to, czego nie chciał powiedzieć. Nigdy nic mi nie mówił.

– Naprawdę nic ci nie jest? – zapytałam cicho, nie będąc pewna jego reakcji i nastroju, choć nie bałam się tego, co może mi zrobić. Mimo wszystkiego, czego już doświadczyłam w życiu i mimo tego, co o nim wiedziałam, nie bałam się go. Miałam jakieś dziwne, niezrozumiałe wewnętrzne przeświadczenie, że Marcello nic mi nie zrobi. Że mnie nie skrzywdzi.

– Tak, nic mi nie jest – odpowiedział niemal automatycznie, bez krzty emocji w tonie czy mimice twarzy. – Muszę się umyć – dodał, a następne nie czekając na moją reakcję, zniknął za drzwiami swojej sypialni.

Tępo wpatrywałam się w zamknięte, białe drzwi. Moje serce waliło jak szalone, a świadomość, że wrócił w mrocznym nastroju, przyprawiała mnie o dreszcze, bo czułam, że stało się coś strasznego.

Bloody RevengeOpowie?ci t?tni?ce ?yciem. Odkryj je teraz